Roma – Feyenoord: wypowiedzi pomeczowe

Architekci wczorajszego zwycięstwa nad Feyenoordem, Mile Svilar oraz trener De Rossi wypowiedzieli się do mikrofonów dziennikarzy. Po spotkaniu wypowiedział się także Arne Slot.

fot. © asroma.com

Dwie ręce na kwalifikacji. To ręce Svilara, który świętuje pod trybuną, biegnąc jak Mazzone, ale z większą zwinnością, gdy przeskakuje przez bannery, doprowadzając Romę do 1/8 finału Ligi Europy. Obronił dwa karne z chłodną precyzją mistrza, to on sprawia, że historia się powtarza. To jego moment, być może nadejdą jeszcze lepsze, ale te chwile są niepowtarzalne i ulotne. I ratują drużynę, która całkowicie się zmieniła w drugiej połowie, kiedy fizyczne osłabienie było oczywiste.

Oto słowa bramkarza Romy po zakończeniu meczu.

– Mamma mia, to niewiarygodne! Brak mi słów, całe życie pracowałem na takie momenty, na tym stadionie. Za każdym razem, gdy tu wchodzę, wydaje to się być jeszcze bardziej specjalne. To jest coś szalonego.

Zdajesz się być bardzo spokojny, to historyczny moment dla twojej kariery, czy Twoja spokojność to Twoja siła?

– Tak, w takich momentach nie czuję presji, to na graczy ciąży, obroniłem dwa, mogłem obronić trzy, ale wygraliśmy i to jest najważniejsze.

Jak nowoczesny bramkarz studiuje rzutów karnych przeciwników?

– Razem z trenerem bramkarzy analizowaliśmy ich, a potem na boisku, w momencie karnego, zdecydowałem, gdzie pójść i trzy razy wybrałem dobrą stronę. Dwa obronione na dzisiaj są w porządku.

Co powiedział Ci De Rossi przed karnymi i jak ważne jest to dla Twojej kariery?

– Bardzo ważne jest, aby ta zaufanie przekładało się na występy na boisku. Jestem dużo spokojniejszy i dziękuję trenerowi za zaufanie. To niezapomniane dla mnie i mojej rodziny. Dziś nikt nie zabierze nam uśmiechu, jutro będziemy już myśleć o innym meczu, z Torino i mamy nadzieję wygrać.

DE ROSSI:

Od czego chcielibyśmy zacząć?

– Miło jest przypomnieć sobie wszystko, co wydarzyło się tej nocy. To była moja pierwsza europejska noc tutaj, w Rzymie, w tej roli. I było bardzo miło, że skończyło się to w taki sposób. Myślę, że to była zasłużona wygrana, szczególnie za to, co zrobiliśmy w pierwszej połowie, kiedy naprawdę postawiliśmy ich w trudnej sytuacji.

Być może to najpiękniejszy sposób na zwycięstwo, bardzo rzymski, bardzo emocjonujący. Ale udało nam się pozbyć pewnego fatalizmu: wiesz, mamy takie powiedzenia, jak 'nigdy nie ma radości’.

Zaczynamy zmieniać stronę także pod tym względem: nie jesteśmy brzydkimi kaczątkami, często także wygrywamy. Jesteśmy dobrą drużyną, jestem zadowolony. To wspaniały stadion.

W wieku 18 lat Svilar już obronił karnego w Lidze Mistrzów, był najmłodszym bramkarzem który to zrobił. Naprawdę wykazał się stalowymi nerwami.

– Jest młody, ale jest silny, bo w głowie jest spokojny chłopak. Takim był już wcześniej, kiedy grał mniej. Ma wsparcie zespołu, który bardzo mu ufa, ma wsparcie Rui Patricio, który jest wspaniałym człowiekiem: chcę to podkreślić.

Kiedy robisz wszystko dobrze, zdarza się, że karny leci w twoją stronę. To nie tylko szczęście, bo jest za tym praca, nad tym pracowaliśmy. Ale potem jest jego elastyczność, moment, nerwy. Naprawdę dobrze sobie poradził.

I Pellegrini?

– Słusznie cieszy się z tych satysfakcji, słusznie jego nazwisko jest związane z tym pięknym wieczorem, bo żyjemy dla takich wieczorów. W szatni już mu powiedziałem, że musimy grać w 1/8 finału, i jest trochę za wcześnie na zbyt wiele świętowania.

Ale dobrze, że jego nazwisko jest wspomniane, za to jak się zachowuje, jak go znam, za to jaki jest graczem. Także dlatego, że być może nie tak dawno przeżywał momenty, w których był poddawany w wątpliwość pod pewnymi względami. I bardzo mi przykro, bo jest wzorem i wspaniałym graczem.

Jaki inny smak miało twoje biegnięcie pod Curva Sud? Byłeś tam wiele razy jako piłkarz. Czy to był inny rodzaj uścisku?

– To nie był uścisk, ale podziękowanie dla Stadionu. Znajduję się w sytuacji, gdy muszę dziękować: moja rola tego wymaga. Wstydzę się nawet iść pod Curva Sud: jako gracz to było bardziej automatyczne.

Było wsparcie, wkład, uczucie, ogromna miłość. Zawsze tak jest. Staram się być jak najbardziej chłodny i umiarkowany, ale nie powinni myśleć, że aż tak się zmieniłem. Powstrzymuję się od skakania na bramę jak w wieku 25 lat, bo bym nie dał rady (trener się uśmiecha).

Jak oceniasz pracę? Jesteś zadowolony?

– Jestem bardzo zadowolony z tego, co widzę, biorąc pod uwagę, że pracujemy razem od niedawna. Jest jeszcze wiele do zrobienia: drużyna doskonali się nawet po wielu latach pracy. Może po wielu latach trzeba pracować bardziej nad aspektem mentalnym, trzeba stymulować graczy, którzy słuchają tego samego głosu przez dwa, trzy lata, powtarzającego im te same koncepcje.

Teraz musimy pracować właśnie nad koncepcjami, nad tym, by nie robić szkód, by nie przekształcać zbyt wiele: to koncepcje, które również dziś pozwoliły nam na pierwszą połowę, w której zasłużenie powinniśmy być znacznie na prowadzeniu.

Roma nie wygrała meczu po karnych na Olimpico od 2002 roku w Pucharze Włoch przeciwko Triestinie: pamiętasz, kto wykonał pierwszego karnego tej serii?

– Nie pamiętałem, że to był pierwszy. Ta gra w mojej głowie była ważniejsza niż ta, bo to były jedne z pierwszych gier i jedne z pierwszych razy, kiedy trzeba było zdecydować, czy podnieść rękę i pokazać odwagę, czy patrzeć na innych wykonujących karnego.

To była pierwsza potwierdzenie, które dałem sobie, niezależnie od tego, czy trafiłem. Ten mecz z Triestiną był moim finałem Ligi Mistrzów, bo moja sytuacja była inna: byłem chłopakiem z Primavery. To też była piękna noc… Ale ta może była trochę lepsza.

Mówiąc o karnych, chciałbym podkreślić, że mieliśmy sześciu wykonawców gotowych do strzału i to nie jest cecha wszystkich drużyn.

Byłem częścią wielkich drużyn, ale spotkałem też graczy, którzy z tego czy innego powodu nie czuli się na siłach. Zamiast tego, dziś musieliśmy zostawić na zewnątrz Angelino, który chciał strzelać, i pozwoliliśmy tym pięciu, którzy byli bardzo naładowani. To są sygnały, prawda? Zawsze opowiada się o Buffonie, który chciał strzelać w finale w Berlinie (finał Mistrzostw Świata w 2006 r.). Kiedy cała drużyna naciska, by ich wykonać, to dobry znak.

Gracie wspaniale w pierwszej połowie: dlaczego Roma nie trzyma formy przez 90 minut? Czy potrzeba przyswoić pewne koncepcje, czy to kwestia fizyczna?

– Każda gra ma swoje wyjaśnienie, ale to prawda, że nie utrzymujemy tempa przez 90 minut. Nie jest to nawet łatwe, są przeciwnicy. Nie zapominajmy, że graliśmy przeciwko drużynie zbudowanej do gry w Lidze Mistrzów, która ma doskonałych graczy. Więc może się zdarzyć, że czasami przejmują inicjatywę.

Ale dzisiaj byliśmy dobrzy, bo także fizycznie dużo wydaliśmy: te wysokie pressingi, które próbowaliśmy, mogły sprawić, że chłopcy byli trochę zmęczeni w drugiej połowie. To może mieć miejsce. Wyobraź sobie, że potem na 120’ to się mnoży.

Ale tak, musimy nad tym pracować, musimy zrozumieć dokładny powód, dla którego nie możemy wytrzymać, a raczej utrzymać poziom. Nawet mentalnie, nawet kiedy nogi już nie idą, musimy być w stanie lepiej utrzymać poziom.

Jedyna rzecz, którą powiem, to że na 120’ widziałem wysiłek ze strony wszystkich, z Romelu, który zabrał piłkę na prawą nogę i strzeliłby gola, gdyby nie cudowna interwencja bramkarza. Więc trochę paliwa i przede wszystkim dużo chęci jeszcze mieli.

ARNE SLOT:

Biorąc pod uwagę waszą historię spotkań z tym zespołem, jak czujesz się po dzisiejszej porażce na ich stadionie?

– Nie lubię przegrywać, tym bardziej gdy zawsze dzieje się to z tym samym zespołem. Rozegraliśmy pozytywny mecz, 1-1 to był dobry wynik na tym stadionie.

Czy powiedziałbyś, że dzisiejsza porażka w rzutach karnych była bardziej rozczarowująca niż przegrana w finale Ligi Konferencji?

– Czy to bardziej bolesne niż porażka w finale Ligi Konferencji? Może się tak wydawać, bo to rzuty karne, ale finał boli bardziej. Byliśmy blisko awansu, to prawda, ale to nie to samo co finał.

Jakie są twoje przemyślenia na temat występu drużyny przeciwnej, szczególnie wkładu Pellegriniego?

– Musimy uznać zasługi naszego przeciwnika, a w szczególności Pellegriniego, który jest świetnym graczem i strzelił wspaniałą bramkę.

Reflektując nad eliminacją twojego zespołu, jak istotną rolę, twoim zdaniem, odegrała Roma i gracze tacy jak Pellegrini w tym wyniku?

– Roma ma świetnych graczy, różnicę zrobił Pellegrini. Jestem dumny, że odpadliśmy z rąk Romy, ponieważ w przeszłości przegrywaliśmy z mniejszymi drużynami. Jeśli już musisz zostać wyeliminowany, lepiej żeby stało się to przez wielki zespół, który dotarł do dwóch finałów w ciągu dwóch lat. Jeśli w zeszłym roku różnicę robił Dybala, w tym roku był nim Pellegrini.

Komentarze

Komentarze są wyłączone dla archiwalnych wpisów.

  • mold
    23 lutego 2024, 10:48

    Są trzy podejścia: pesymistyczne, realistyczne i optymistyczne. Ja się cieszę że aktualnie w Romie przenikają się te dwa ostatnie. Forza Daniele, Forza Svilar!

    • Totnik
      23 lutego 2024, 11:08

      Najważniejsze że dobra passa DDR trwa. Jest na czym budować.

  • samber
    23 lutego 2024, 17:33

    Jak się to czyta to wyłania się obraz De Rossiego jako miłego i mądrego człowieka – i to jest naprawdę fajne. W miejsce bufonady przyszedł normalny, zdrowy emocjonalnie człowiek. Niby nic wielkiego, ale jak bardzo cieszy. A jak widzimy kompetencjami trenerskimi wcale nie odbiega od Mou, tylko że ma mniejszą gablotkę z trofeami (tymi trenerskimi).