Roma aktualnie znajduje się "na szczycie" – nie w euforii, ale w powadze. „Pierwsza, piękna rzecz” to opowieść o równowadze między marzeniem a świadomością, o zespole, który uczy się chodzić po cienkiej czerwono-żółtej linii bez utraty głowy i duszy.
Il Romanista (T. Cagnucci) | Nie najpiękniejsza – nie popadajmy w przesadę. To dopiero początek, a początki bywają złudne. Nie czas, by się unosić, wierzyć, że Roma jest już „bardzo silna”. Trzeba zachować spokój, świadomość, że ten zespół może – „może” – walczyć o czwarte miejsce, że gra jeszcze nie zachwyca, że należy „zostać na ziemi”, jak mówią wszyscy w takich chwilach. Ale „takie chwile”, kiedy co niektórzy już myślą o wybraniu się na celebracje z flagą na Circo Massimo, w Romie nie zdarzają się często.
Trzeba nauczyć się mieszkać na tej cienkiej żółto-czerwonej linii, która w każdej chwili może przesunąć się w stronę pychy i arogancji albo przeciwnie – w stronę fałszywej skromności i przeciętności. W życiu, jak w piłce, potrzebny jest rozsądny zachwyt nad samym sobą. Umiejętność powiedzenia: zrobiliśmy coś pięknego. Bo czasem tajemnica szczęścia mieści się w prostym równaniu, jak z tabliczki mnożenia w podstawówce: Roma – 15 punktów.
Pierwsza.
Piękna rzecz.
Nie chodzi o to, by twardo stąpać po ziemi, ale by iść po linie – jak akrobata nad przepaścią. Po jednej stronie jest szaleństwo triumfu, po drugiej ryzyko jego zmarnowania. Roma ma dziś coś rzadkiego: powagę. Zespół, który naprawdę wierzy w swoją pracę. Dlatego symbolem tego momentu może być Zeki Çelik – cichy, solidny, wierny. Roma, która dawno nie wygrywała, znów wygląda poważnie. A za nią stoi lud: tak, lud – którego każda inna drużyna, religia czy ideologia mogłaby jej zazdrościć.
Pierwsza, piękna rzecz – nie tylko w sensie poetyckim, ale i dosłownym. Rok temu, 27 października 2024, Fiorentina-Roma 5:1. Hummels – samobój, Hermoso – czerwona kartka, Jurić na ławce, Ghisolfi za biurkiem, Souloukou przy sterach, zmierzając ku katastrofie. Rok później – świat wywrócony do góry nogami: Gasperini, Massara, Ranieri. Wynik? 1:2. Zwycięstwo po walce, po zmianach i wewnętrznym oczyszczeniu.
Paradoks? Może. Bo patrząc na tamtą jedenastkę – Svilar, Mancini, Ndicka, Çelik, Cristante, Angeliño, Dybala, Dovbyk, Koné – można by uznać, że na papierze była silniejsza niż ta dzisiejsza. A jednak tamta upadła, ta zwycięża. To dowód, że w futbolu, jak w życiu, liczy się nie to, co masz, lecz co w to wkładasz: głowa, dusza, serce. Liczą się ludzie. Otoczenie. Energia. Czasem ramy stają się obrazem.
Roma razem z Napoli jest pierwsza/ I to wystarczy. Między „pierwsza” a „jutro” mieści się całe życie. Roma, jak dobra terapia, potrafi doprowadzić człowieka do szaleństwa, ale tylko po to, by nauczyć go, jak żyć w teraźniejszości.
Pierwsza – może niewiele to znaczy. Ale przecież nie może znaczyć nic. Spójrz, jak piękna jest dziś Roma. Prawie promienieje.
Komentarze
Ale to są bajkopisarze. 6 kolejek i poemat.
A Napoli już 2 tytuły w 3 lata, a u nas podnieta, że mamy 15 punktów na początek sezonu.
No trochę tak. Gapa przegra 3 mecze (teoretycznie, uchowaj Boże) i zamiast poematu będzie trener do zwolnienia ,')
Rzym euforyczny szybko przemija. "Rzym szlochał, Rzym błagał o litość, Rzym umierał. Rzymu już nie było".
Oby się nie sprawdziło.
A to nie tak, że gdyby sezon skończył się dziś, to scudetto zdobyłoby Napoli przez lepszą różnicę bramek?
No, tak szczerze to Napoli prowadzi, ale kto by na to zwracał uwagę :D