Pellegrini: Między mną a Mourinho nie ma problemów. Wszystko sobie wyjaśniliśmy

Kapitan Romy jest kolejnym piłkarzem, który udzielił długiego wywiadu w przerwie od treningów podczas zgrupowania w Anglii.

fot. © asroma.com

Lorenzo Pellegrini, rodowity Rzymianin i oddany kibic Romy, wskazany przez Tottiego jeszcze przed laty jako jego następca, udzielił wywiadu dla Stefano Cariny w „Il Messaggero”.

Rozmawiałeś ostatnio z Mourinho?
– Nie, nie było ku temu okazji. Jednak między mną a nim nie ma żadnych problemów. Wyjaśniliśmy sobie wszystko. Powiedzieliśmy sobie to, co musieliśmy.

Ponieważ krążyło wiele plotek, od pierścionków po listy w szafkach, możesz podzielić się swoją wersją wydarzeń, biorąc pod uwagę, że nigdy o tym nie mówiłeś?
– Nie mówiłem o tym, ponieważ to co dzieje się w szatni, powinno pozostać w szatni. Jednak, biorąc pod uwagę, że niestety sprawy wyszły na jaw, chcę tylko powiedzieć, że z José zawsze miałem wspaniałe relacje. Powiedziano mu rzeczy na mój temat, które absolutnie nie były prawdziwe. A według mnie, w chwili głębokiego rozgoryczenia spowodowanego zwolnieniem, uwierzył w te plotki.

A co się wydarzyło potem?
– Nie ma sensu tego ukrywać, kiedy zobaczyłem jego reakcję (zwrócenie pierścienia podarowanego na 60. urodziny i listu, przyp. red.), było mi bardzo przykro. Po wszystkich emocjach, które przeżyliśmy razem, wolałbym, żeby przyszedł i porozmawiał ze mną osobiście. Wtedy zrobiłem jedyną rzecz, jaką mogłem w tamtym momencie, biorąc pod uwagę, że opuścił Trigorię: wziąłem telefon i zadzwoniłem do niego. Rozmawialiśmy długo i zrozumiałem, przez co przechodził. Nie chcę wchodzić w szczegóły tego, co sobie powiedzieliśmy, ale wyjaśniliśmy sobie wszystko, i to jest najważniejsze. Dla mnie Mourinho zawsze pozostanie trenerem, któremu będę wdzięczny.

Patrząc na treningi na zgrupowaniu, wydajesz sięspokojniejszy niż ostatnio.
– To prawda, ostatni rok nie był łatwy. Jedyną rzeczą, której nie mogę sobie zarzucić, jest to, że zawsze dawałem z siebie wszystko. Żałuję, że mój sposób bycia, który nigdy się nie zmieni, bywa odbierany jako brak osobowości. Nie sądzę, że osobowość należy demonstrować na pokaz lub udając kogoś, kim się nie jest. Ja jestem sobą i zapewniam, że kiedy coś sobie postanowię, to to osiągam. Zaufajcie mi, zawsze doprowadzam sprawy do końca.

Twoja sytuacja przypomina sytuację innego kapitana, Gianniniego, legendy, która cierpiała z powodu tego, że pojawiła się po Falcao. Ty natomiast jest następcą Tottiego i De Rossiego.
– Nie wiem, szczerze mówiąc, są jednak rzeczy, które mi się nie podobają.

Na przykład?
– Jeśli mój kolega z drużyny ma jakiś uraz i wraca do gry, jest bohaterem, ale gdy ja to robię, jestem wyśmiewany. Przykro mi, bo nigdy nikogo nie lekceważyłem. Może jestem mniej lubiany, bo jestem bardziej powściągliwy, mniej chętny do pokazywania się, ale nic na to nie poradzę, taki jestem.

Czy opaska kapitana wpływa na ocenę Twojej osoby?
– Nie, prawdopodobnie nie. To nie kwestia bycia kapitanem czy numeru na koszulce, ale tego, kim jesteś. Może powinienem być bardziej otwarty, ale nie mogę zaprzeczyć swojej naturze.

Wiesz, że jedną z tych rzeczy, za które jesteś krytykowany w w mediach społecznościowych, jest to, że nigdy się nie uśmiechasz?
(Śmiech, przyp. red) – Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że to bzdura. Na boisku jest trudniej, oczywiście nie pomaga mi fakt, że jestem osobą powściągliwą. Jestem prostym człowiekiem, pochodzę z równie prostej rodziny. Ale zapewniam, jestem po prostu sobą. Nie muszę całować koszulki, żeby pokazać, że kocham Romę, bo ten gest może wykonać nawet ktoś, kto jest tu od pięciu minut. Miłość do tej drużyny udowadniałem wiele razy. Jak wtedy, gdy chciałem za wszelką cenę zagrać w derbach, które później kosztowały mnie, przez kontuzję ścięgna, utratę udziału w zwycięskich Mistrzostwach Europy na Wembley. Ale dałem słowo ówczesnemu trenerowi (Fonseca, od. red.) i nie mogłem się wycofać.

A propos kontuzji, dlaczego w ostatnim półtora roku miałeś problemy z utrzymaniem formy?
– Pod względem kondycji, miniony sezon był najtrudniejszy w mojej karierze. Zatrzymałem się zaraz po drugim meczu, kiedy byłem na zgrupowaniu reprezentacji. To była błaha kontuzja, sprawa 2-3 tygodni. Jak tylko wróciłem, strzeliłem gola przeciwko Frosinone i Servette i znów musiałem się zatrzymać. To było jakby przygotowywać się, przerywać i znowu przygotowywać od nowa. Problem polega na tym, że to, co zrobiłeś wcześniej, tracisz i musisz zaczynać od początku. W takim momencie potrzeba czasu. Od sierpnia do grudnia czułem się źle, wróciłem na parę miesięcy, a w czerwcu nieuchronnie znów się wypaliłem.

Z nowych zawodników, kto zrobił na Tobie największe wrażenie?
– Wszyscy to fajne chłopaki. Jeśli muszę wskazać jedno nazwisko, to powiem Soulé. Ma umiejętności, by stać się świetnym piłkarzem.

A Dovbyk?
– Technicznie bardziej niż Lukaku przypomina mi Vieri’ego. Pracę, jaką wykonywał Romelu, on też potrafi wykonać, ale on żyje dla strzelania goli. To ktoś, kto chce przebywać w ostatnich 16 metrach lub przynajmniej zbliżyć się do strefy, gdzie wie, że może strzelić. Lubi grać w głębi. A do tego jest bestią. Dziś dźwigaliśmy hantle na ławce skośnej, on wyciskał po 35 kilogramów.

W pierwszych meczach Roma grała w ustawieniu 4-2-3-1. Z przybyciem Soulé i Le Fée oraz obecnością Dybali, gdzie będziesz grał?
– Moja rola jest pomiędzy ofensywnym pomocnikiem a środkowym pomocnikiem. Najlepiej wyrażam się jako mezzala, ale z De Rossim mam dużą swobodę w znajdowaniu sobie pozycji na boisku. Zwłaszcza że sposób, w jaki rozwija się piłka nożna w ostatnich latach, sprawia, że nie trzymamy się stałych pozycji. Dlatego schematy taktyczne są elastyczne. Trzeba się dużo ruszać, szukać przestrzeni, by je atakować.

Dla tych, którzy nie są biegli w taktyce: ofensywny pomocnik, wysoko na lewej stronie?
– Tak, coś podobnego robiłem też w reprezentacji i wywołało to pewne komentarze… To normalne, że nie mogę grać na skrzydle, jestem środkowym pomocnikiem. Ale także z Spallettim miałem zadanie zajmować tę pozycję w fazie defensywnej, a kiedy mieliśmy piłkę, miałem wchodzić do środka i zostawiać miejsce dla wchodzącego bocznego obrońcy. I wtedy zamieniałem się w to, kim jestem, ofensywnym pomocnikiem.

Czyli te komentarze były prawdziwe?
Nie, raczej nie. Chodziło tylko o to, że szkoda, że nie mogliśmy się wyrazić tak, jakbyśmy chcieli. Dla mnie Spalletti jest doskonałym trenerem, który naprawdę potrafi poprawić umiejętności zawodnika.

Od Spallettiego do De Rossiego, trzy przymiotniki, by go określić?
– Muszę się dobrze zastanowić, żeby się potem nie zdenerwował, a tego byśmy nie chcieli. A więc… Pierwszym przymiotnikiem jest szczerość. Opowiem pewną anegdotę. Znamy się z Daniele od czasów, gdy jeszcze grał. Pierwszego dnia, kiedy do nas dołączył, zadzwonił do mnie i zapytał o kilka rzeczy. Na koniec, w obecności innych kolegów, powiedział: ‘Pamiętajcie, że lubię was, ale bardziej dbam o siebie i o mojego syna. Więc jeśli nie będziecie odpowiednio trenować, będziecie musieli się pożegnać’. To była szczerość, którą bardzo doceniłem.

Dobrze, a pozostałe dwa?
– Przygotowany. Już o tym mówiłem, ale sposób, w jaki analizuje mecze, ciągle mnie zaskakuje.

Dobrze, ale to brzmi jak list do Św. Mikołaja. De Rossi ma chyba przecież jakieś wady, prawda?
(Śmieje się) – Pani chce mnie wpędzić w kłopoty… Hmm… Drażliwy? Tak, bardzo drażliwy. Teraz, gdy o tym myślę, może bardziej zmienny niż drażliwy. Problem polega na tym, że to nie jest normalna zmiana nastroju, kiedy jednego dnia jesteś szczęśliwy, a następnego robisz kwaśną minę. On budzi się rano szczęśliwy, po pół godzinie jest wkurzony, potem znów się uśmiecha, a po kolejnej godzinie znów jest zdenerwowany. No dobra, muszę chyba poszukać sobie nowej drużyny…

Czy myślałeś kiedyś, że mógłbyś być kapitanem inaugurującym nowy stadion?
– Nie wydaje mi się to realne, widziałem projekt i jest naprawdę zapierający dech w piersiach. Wiem, jak bardzo zależy na tym Friedkinom, byłoby to coś wyjątkowego.

Jakie są Twoje relacje z Danem i Ryanem?
– Nie lubię być przebiegły, nigdy taki nie byłem. Pamiętam jednak jedno z pierwszych spotkań z nimi. Wydawało mi się, że rozmawiam z ludźmi z Testaccio: w ich głowach była tylko Roma.

Ostatnio wydawało się, że coś się zmieniło w związku z możliwym przejęciem Evertonu.
– Nie wiem, ale kiedy rozmawiałem z nimi, zawsze miałem wrażenie, że Roma to nie tylko kwestia biznesu. Z tego, jak mówią, dbają o nią, jakby była członkiem rodziny, jak córka.

Cel na ten sezon?
– Liga Mistrzów, czas tam wrócić. To nasz cel. Klub wiele zainwestował.

A marzenie Pellegriniego?
– Zmienić mentalność, jaka panuje w Rzymie. Nie zadowalać się, gdy wszystko idzie dobrze, i nie załamywać się, gdy jest źle. Jedno marzenie już spełniłem, było nim zdobycie trofeum. Teraz chcę kolejnego.

Komentarze

Komentarze są wyłączone dla archiwalnych wpisów.

  • Barteq
    10 sierpnia 2024, 07:59

    Kapitan 🥰

  • lilninja
    10 sierpnia 2024, 11:38

    W przeciwieństwie do poprzedników Pele coś w Europie ugrał xD

    • mold
      10 sierpnia 2024, 13:44

      Bo poprzednicy zazwyczaj grali w LM albo w LE :)

    • lilninja
      10 sierpnia 2024, 18:04

      No i bez większych sukcesów…

    • Barteq
      11 sierpnia 2024, 09:56

      To bardzo ważne trofeum – udział w LM. Medale za występy wiele znaczą.