Kapitan Romy, Lorenzo Pellegrini, przechodzi przez kryzys. Jednak historia Romy pokazuje, że nie on pierwszy musiał zmierzyć się z gwizdami i ciężarem, jaki niesie rola kapitana w tym legendarnym klubie. Zapraszamy do felietonu, który przypomina o trudnych momentach byłych kapitanów AS Roma.
(Il Romanista – F.Pastore) – Czasem tydzień może wydawać się wiecznością. Tak właśnie było dla Lorenzo Pellegriniego, który od meczu z Udinese do spotkania z Venezią doświadczył wyjątkowo gorzkich chwil, z których z pewnością chciałby się wycofać. Buczenie. Tylko buczenie – od kibiców, którzy powinni go wspierać. Ci sami, którzy wcześniej go oklaskiwali. Niezależnie od przebiegu obu meczów, od pierwszych chwil spotkań, na rozgrzewce, przy prezentacji składów, aż po każdy kontakt z piłką, dźwięki te towarzyszyły mu nieustannie. Dopiero Curva Sud, najwierniejsza część kibiców Romy, zagłuszyła tę falę dezaprobaty, manifestując wsparcie dla swojego kapitana.
Curva Sud wywiesiła transparent z jasnym przesłaniem: „Buczenie podczas meczu to działanie na szkodę naszej drużyny. Wspierajmy Romę, dopingujmy ją w każdej bitwie”. Choć dla prawdziwych kibiców to oczywistość, nie wszyscy to rozumieją. Wiele osób wybrało Pellegriniego oraz Bryana Cristante na główne obiekty krytyki. Trudno jednak pojąć, dlaczego właśnie oni padli ofiarami tych zarzutów, zwłaszcza że inni gracze również nie prezentują się najlepiej. Jeśli problemem jest ich forma, niejasne jest, dlaczego oszczędzono innych zawodników. Jeżeli ktoś nie docenia ich umiejętności, nie powinien oczekiwać cudów. A jeśli kwestia dotyczy ich miejsca w składzie, krytyka powinna być skierowana raczej pod adresem trenerów, którzy ich wystawiają. W końcu mówimy o sześciu różnych szkoleniowcach Romy i dwóch selekcjonerach reprezentacji Włoch – musi być w tym jakaś logika.
Kozły ofiarne
Spekulacje na temat przyczyn takiej niechęci pojawiają się głównie w mediach społecznościowych. To tam niektórzy fani obwiniają Pellegriniego i Cristante o rzekomy wpływ na zwolnienie Daniele De Rossiego. Teorie te, często absurdalne, opierają się na plotkach, które rozprzestrzeniają się błyskawicznie, mimo że brakuje im jakichkolwiek dowodów. Krążą nawet domysły oparte na wiadomościach z WhatsAppa, których źródła są nieznane, ale szybko zyskują na popularności. Mimo że zarówno De Rossi, jak i trener, który przejął po nim drużynę, jednoznacznie zaprzeczyli tym insynuacjom, plotki nadal krążą.
Od lat 70. do 90.
Nie jest to jednak nowość w historii Romy. Przez ostatnie pięćdziesiąt lat żaden kapitan nie uniknął krytyki ze strony kibiców. Nawet Agostino Di Bartolomei, dziś uznawany za legendę klubu, był kiedyś celem agresji fanów. Po jednym z meczów wyjazdowych w Turynie, przed zbliżającymi się derbami, został zaatakowany na dworcu Termini przez rozczarowanych kibiców. Chociaż dziś Di Bartolomei jest ikoną Romy, w końcu lat 70. część fanów nie mogła mu wybaczyć rywalizacji z Cordovą – innym ulubieńcem trybun, który przeszedł do Lazio, największego rywala Romy.
Kilka lat później podobny los spotkał Giuseppe Gianniniego. Mimo że nosił na plecach legendarną „dziesiątkę” i był prawdziwym romanistą, nigdy nie udało mu się w pełni zdobyć serc kibiców. Zwłaszcza pamiętany jest za nietrafioną „jedenastkę” w derbach w marcu 1994 roku, która na stałe pogłębiła jego trudną relację z fanami. Prezydent klubu, Franco Sensi, publicznie go skrytykował, a kibice domagali się nowego numeru „10”, który ożywiłby ich wyobraźnię – kogoś na miarę Roberto Baggio czy Gianfranco Zoli. Jedynie Curva Sud pozostała lojalna wobec swojego kapitana.
Nowe tysiąclecie
Dziś te historie mogą wydawać się odległe, ale nawet Francesco Totti, który przez większość swojej kariery był czczony niczym bóg, miał chwile, w których musiał zmierzyć się z niechęcią kibiców. W 2005 roku, będąc u szczytu formy, Roma przeżywała trudny sezon, w trakcie którego przewinęło się czterech różnych trenerów. Po przegranych derbach i serii rozczarowujących wyników, podczas meczu z Sieną, kibice Romy zaczęli rzucać na boisko race, co doprowadziło do przerwania meczu, mimo że Giallorossi prowadzili trzema golami. Totti próbował uspokoić fanów, ale został obrzucony butelkami. Po meczu powiedział: „Nie wiem, czy zostanę. Muszę to przemyśleć, ta rana jest zbyt głęboka”. Na szczęście, mimo goryczy, konflikt nie eskalował, a Totti pozostał symbolem klubu.
Podobne trudności przeżył Daniele De Rossi, jeden z największych symboli Romy. Uwielbiany przez Curva Sud za swoje oddanie i walkę na boisku, musiał znosić krytykę i fałszywe zarzuty, zwłaszcza w ostatnich latach swojej kariery. Media, radio i internet stały się megafonem dla plotek, które wcześniej były ograniczone do rozmów w barach. Wkrótce pojawiły się oskarżenia o jego „złe nawyki”, a wizerunek De Rossiego zaczął cierpieć, mimo że nie miały one żadnych podstaw. Krytykowano nawet jego przywiązanie do reprezentacji Włoch oraz publiczną obronę kolegów z drużyny i trenerów. Przedłużenie jego kontraktu w 2012 roku wywołało gniew, jakby wysokie wynagrodzenie było czymś nie do zaakceptowania. Mimo to De Rossi przetrwał ten trudny okres, choć atmosfera wokół niego przez długi czas była napięta.
Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju
Historia Romy pokazuje, że bycie kapitanem tego klubu to ogromne wyzwanie, pełne wzlotów i bolesnych upadków. Choć wielu, jak Di Bartolomei, Giannini, De Rossi czy Totti, stało się legendami, ich droga do uznania była pełna trudności. W Rzymie każdy błąd, zwłaszcza w kluczowych momentach, zostaje w pamięci kibiców na długo, a presja, jaką czują kapitanowie, jest olbrzymia. Nawet osiągane sukcesy nie zawsze są w stanie w pełni zatrzeć bolesne chwile. W Romie, bycie kapitanem to balansowanie między uwielbieniem a krytyką, gdzie małe niuanse mogą decydować o relacji z kibicami.
Komentarze
Wielkich ludzi poznaje się po tym jak sobie radzą z przeciwnościami. To jest moment kiedy Pellegrini musi pokazać czy jest twardym facetem czy sflaczałym ***.
Porównanie Pellego z tamtymi kapitanami jest dla mnie aberracją. On im po prostu do pięt nie dorasta. Żaden kozioł ofiarny. Jest po prostu słaby. Nie Jego wina ale jest jak jest. Symbol przeciętnej Romy z 6 miejsca…
W mojej ocenie to nie jest materiał na kapitana, pomijając względy sportowe brakuje mu tego ognia w oczach jaki mieli Totti czy DDR, zero charyzmy.
A może to też wina kibiców, że ubzdurali sobie, że każdy następny kapitan będzie jak Totti. Totti był jeden i już nie będzie nigdy gościa, który będąc na takim poziomie poświeci karierę da jednego klubu. Jeśli pojawi się jakiś talent pokoleniowy to zaraz ucieknie do Realu czy Liverpoolu.
Totti to był dar od losu i szczęście, że można było go oglądać w koszulce Romy.
Pellegrini jest po prostu solidnym ligowcem, wychowankiem i dlatego kapitanem. Dla mnie robienie z niego całego zła Romy jest bezpodstawne.
Trzeba doceniać, że nasza akademia produkuje tylu wychowanków. Nie każdy klub może się tym pochwalić. Szkoda tylko, że większość sami wypuszczamy.
Nie lubię Pellegriniego ale serdecznie mu współczuję, bo nawet on, swym boiskowym kalectwem, nie zasługuje na to, by ta pismacka szczujnia robiła z niego ch*ja numer jeden w Rzymie. Przynajmniej kilku jego kumpli z zespołu mu dorównuje albo i go przewyższa swym niedołęstwem.
A ja Go lubię jak każdego wychowanka, nie Jego wina że jest po prostu przeciętny, poza kilkoma zrywami. Zgodzę się że nie zasługuje na szczucie i gwizdy. Jak gwizdać to na cały zespół bo całościowo zasługują a nie tylko 2-3 piłkarzy. Chociaż patrząc na ich zarobki… Ale to wina tych co im takie dali.