Cagnucci: „Nie tracić czułości”

Łzy z Budapesztu to opowieść, której nie można zostawić bez zakończenia. "To jest piłka nożna" – powiedział Matić pogrążonemu we łzach Dybali. Nie. To była Roma.

(Tonino Cagnucci – Il Romanista)

Przepraszam, czego się spodziewaliście? Zdjęcia z Koloseum w EUR obiegły cały świat, budząc zachwyt nie tylko wśród kibiców Romy. Obchodzono tam starą, profaną liturgię: prezentację mistrza przed ludem (tak, to właśnie oznacza bycie Romanistą). Dlaczego tam byliśmy? Dla piłki? Bo byliśmy pewni zwycięstwa? Bo płacili nam za to? Nie, było gorąco, późno, brakowało miejsc parkingowych – a jednak tam byliśmy, bo to było jak sen.

Sen naiwny, pełen oczekiwań, może skazany na porażkę, ale na pewno bezinteresowny, zwłaszcza gdy ten mały piłkarz o twarzy dziecka stanął naprzeciw samej definicji wielkości: Rzymu. Kropka w oceanie marmuru i miłości. Prawie na całym świecie transmitowano to wydarzenie. Dla wszystkich Dybala w Romie był wydarzeniem, dla nas – spełnieniem marzenia. Wreszcie.

Minęły dwa lata, które może nie są długie, ale na pewno nie są krótkie. Zwłaszcza jeśli w tych dwóch latach uwzględnimy nie tylko 30 goli i 14 asyst, bramkę w ostatniej minucie meczu z Feyenoordem, która uratowała tamten wieczór, hat-tricka przeciwko Torino, pierwsze gole przeciwko Monzie, woleja przeciwko Interowi w Mediolanie, gola przeciwko Milanowi w Lidze Europy, który dał nam półfinał, każde dotknięcie piłki, zatrzymanie, zwód, sztukę, manewr – nie to wszystko i wiele więcej, ale przede wszystkim łzy z Budapesztu. Powiem to od razu: Dybala powinien zostać w Romie, aż Roma wygra Ligę Europy (a jeśli to będzie Liga Mistrzów, też będzie wspaniale).

Jeśli będziemy musieli czekać 10-20 lat, to podpiszmy z nim dożywotni kontrakt, aby mógł chociaż usiąść na ławce rezerwowych tego dnia. Może wtedy jego chłopięca twarz zamieni się w oblicze mężczyzny, który będzie lepiej rozumiał i smakował każdy moment. Bo ja, jak i większość romanistów, nigdy więcej nie oglądałem jego gola, tego gola Paulo Dybali w finale Ligi Europy (tak, jest tam i ten gol).

Za bardzo boli mnie myśl o tym, co mogło być, a nie było, oraz o tym, co w tamtym momencie naprawdę się wydarzyło (może to był balsam na ranę z 1984 roku): byliśmy szczęśliwi, gdy uskrzydleni cieszyliśmy się z gola w finale LE, i doskonale wiedzieliśmy, że jesteśmy szczęśliwi. Nigdy wcześniej nie byłem tak radosny po golu Romy. A potem… potem Dybala zszedł z boiska, i jeśli teraz miałby odejść, to jakby już nigdy nie wrócił. Dybala to niedokończona opowieść, szloch z Budapesztu… Dybala to czułość Romy.

To czułość, którą widzimy u dzieci, które naśladują jego gest „maski”, kiedy strzelają gole, kiedy są pokazywane w telewizji, kiedy zakładają jego koszulkę, kiedy przypadkiem zakładają „maskę” na oczy lub usta; to czułość Budapesztu, kiedy w nim widzieliśmy syna, którego trzeba pocieszyć, gdy siedział obok nas na krzesełku lub podczas rozmowy przez telefon, rozpaczając sam w domu. On dał nam nawet prezent: patrząc na niego, na chwilę przestałem myśleć o tym, jak bardzo cierpię, jakbym musiał interweniować przy młodym chłopcu, próbując powiedzieć mu „nie martw się, wszystko będzie dobrze”. To było trochę jak mówienie do samego siebie (wciąż czekam na kogoś, kto mi to powie). „To jest piłka nożna” – powiedział mu starszy brat Matić, a właściwie „pan Matić”. To jest piłka nożna, jeśli chodzi o wygrywanie lub przegrywanie, finały pucharów i mistrzów, ale te łzy, „panie Matić”, nie dotyczą piłki nożnej, ani żadnej drużyny, ale czegoś innego: Romy.

„To jest Roma” – trzeba było powiedzieć temu chłopcu. Te łzy przelało wiele pokoleń, i choć sprawiają ból, to właśnie one przypominają nam, kim jesteśmy i kim nigdy przestaniemy być: romanistami. Nawet bez Dybali (więc proszę, unikajmy stwierdzeń tak absolutnych, że tylko ktoś, kto w nie nie wierzy, może je powtarzać: że Roma pójdzie dalej, że poszła dalej bez Falcao, Tottiego – można by zacząć od Ferrarisa IV, kiedy przeszedł do Lazio, mówię wam – i tak dalej). Ale skoro ktoś płakał dla nas, i to prawdopodobnie najlepszy gracz Serie A, to dlaczego mielibyśmy go nie zatrzymać? Powiecie – pieniądze, wiek, kontrakt, zyski kapitałowe? W porządku. Może powiecie – są rzeczy, o których nie wiemy? To powiedzcie nam, a może wtedy będziemy tutaj i będziemy mieć nadzieję, że odejdzie (choć Budapeszt i tak pozostanie w pamięci). Powiesz – wzmocnimy zespół, będziemy nawet silniejsi? Miejmy nadzieję.

Mam nadzieję z całego serca, a pierwsza myśl to i tak Cagliari-Roma. Forza Roma. Ale zróbmy tak: zanim ściągniemy prawego obrońcę, środkowego obrońcę, solidnego pomocnika, lewego skrzydłowego i innych, sprowadźcie kogoś, kto pokaże Guendouziemu ochraniacz podczas derbów.

Komentarze

  • lilninja
    17 sierpnia 2024, 15:27

    Zostanie jestem pewien. A propo z zawodników od kiedy interesuje mnie ten klub najlepiej wspominam Ninje i Kolarova. Jeden szalony a drugi chyba najbardziej profesjonalny xd

    • Canis
      17 sierpnia 2024, 15:49

      Ja tam nie jestem tego pewien. Pewien jestem, że Dybala zostałby na pewno, gdyby Roma nie wypychała go na siłę.

  • samber
    17 sierpnia 2024, 16:22

    Dybala to świetny zawodnik, ale Dybala to nie jest Roma. Nie popadajmy w histerię.
    P.S. Łzy Manolasa na Olimpico po wygranej z Barceloną były nie mniej wzruszające. A rajd Florenziego do babci po golu? I takich momentów jest więcej w historii.