Łatwo jest powiedzieć, że wszyscy jesteśmy jak on, a ta myśl przynosi nam pewne pocieszenie na dzień przed kolejnym meczem, który praktycznie rozstrzyga „być albo nie być”. Ale Ranieri jest tylko jeden.

Il Romanista (Daniele Lo Monaco) Sekretem Claudio Ranieriego jest… bycie Claudio Ranierim – tą mieszanką mądrości, ironii, rzymskiej bezczelności oraz ogromnej piłkarskiej i ludzkiej kompetencji, która sprawia, że wszystko staje się zrozumiałe. Wręcz do tego stopnia, że przestajemy martwić się o przyszłość. U Ranieriego wszystko idzie dobrze, nawet gdy idzie źle, bo potrafi nie dać się temu ponieść.
W tym sezonie wrócił do Rzymu po raz trzeci i od razu musiał zmierzyć się z Napoli, Tottenhamem i Atalantą – ryzyko porażek we wszystkich trzech meczach było bardzo realne, a taki był najbardziej sensowny scenariusz w tamtym tygodniu. Wydawało się, że drużyna i cały klub zmierzają prosto ku depresji związanej z walką o utrzymanie – czyli w stronę przerażającej przyszłości. Wyniki tych trzech spotkań były niemal dokładnie takie, jakich się obawiano: udało się tylko zremisować na wyjeździe z Tottenhamem. Ale właśnie ten remis, wywalczony z ogromną determinacją, stał się pierwszym szczeblem drabiny, po której Ranieri znów wspiął się do nieba.
Z porażek zawsze można się czegoś nauczyć – a co dopiero z wygranych. Dlatego to Ranieri zachowuje największy spokój przed meczem, który znaczy tak wiele dla każdego kibica Romy. Wielu naszych czytelników widziało jego wczorajszą konferencję prasową, większość pewnie o niej czytała – autor tych słów był tam osobiście, zaledwie metr od niego, i mógł dostrzec ten gotowy do uśmiechu wyraz twarzy, opaloną skórę oraz to rzymskie, cesarskie oblicze, coraz bardziej rozbawione życiem.
Ranieri ma karty w ręku i rozdaje je, kiedy mu się podoba. Wydawało się, że drużyna i cały klub zmierzają prosto ku depresji związanej z walką o utrzymanie – czyli w stronę przerażającej przyszłości. Zapewnia, że ostatnio nie kłamał, więc Gasperiniego nie można już traktować jako kandydata, mimo że negocjacje, bez cienia wątpliwości, się odbyły.
Szepty z Trigorii sugerują teraz, że współpraca z Ghisolfim wkrótce się zakończy. Wykluczając, że to Claudio miałby odejść, można sądzić, że jeśli plotki się potwierdzą, to francuski dyrektor sportowy pożegna się z klubem. Ranieriego nic nie rusza – wie, jak wielką stawką jest jutrzejszy mecz przeciwko klubowi, który kiedyś go zatrudnił, a potem zostawił samemu sobie. Szczegóły tej historii – jak sam powiedział – zachowa jednak na potrzeby ewentualnej autobiografii.
Wszyscy wiedzą, że stawka jest ogromna. Ale Claudio woli się z tego śmiać. Łatwo powiedzieć „wszyscy jesteśmy Ranierim” i pocieszać się tą myślą przed kolejną niemal ostateczną walką (o Ligę Mistrzów). Ale Ranieri jest tylko jeden. Cała reszta to tło.
Komentarze
Dzięki Claudio sezon jeszcze trwa. Bez niego bylibyśmy tam gdzie Como albo Udine.