Zwycięstwo z Hellasem tylko pozornie było formalnością. W rzeczywistości mecz obnażył ograniczenia i odsłonił filozofię Ranieriego: maksimum skuteczności przy minimalnym ryzyku.

Il Romanista (D. Lo Monaco) – W teorii starcie z Veroną powinno było być dla Romy jedynie rutynową przeszkodą na drodze do upragnionego miejsca w Lidze Mistrzów. W praktyce – okazało się wnikliwym studium nad tożsamością drużyny Claudio Ranieriego. Roma wygrała, zachowała czyste konto i kontynuuje znakomitą passę, ale styl i forma tego zwycięstwa ponownie rodzą pytania o realny potencjał zespołu i sens wyborów taktycznych trenera.
Niepokonana, ale zmęczona
Nie sposób analizować tego spotkania bez uwzględnienia kontekstu. Roma jest niepokonana od 17 meczów – 12 zwycięstw i 5 remisów – a w 2025 roku zdobyła aż 37 punktów w 15 kolejkach, co czyni ją najlepszą drużyną w Europie pod względem punktów zdobytych w tym okresie. Średnia punktowa od momentu objęcia drużyny przez Ranieriego (2,10 pkt/mecz) dawałaby na koniec sezonu aż 80 punktów – wynik, który w poprzednich latach gwarantował wicemistrzostwo.
Jednocześnie trzeba zaznaczyć, że z tych 17 spotkań, tylko sześć było przeciwko zespołom z górnej połowy tabeli (dwukrotnie Lazio, a także Milan, Juventus, Napoli i Bologna). Prawdziwe wyzwania dopiero nadchodzą – najbliższe w postaci wyjazdu na San Siro, gdzie Inter zmaga się z własnymi problemami kadrowymi i napiętym terminarzem.
Roma się cofa – z premedytacją
Na tle tych świetnych statystyk pojawia się pewna sprzeczność: Roma Ranieriego coraz częściej wygląda na drużynę zmęczoną, pozbawioną błysku i gry ofensywnej. Zespół męczy się z rywalami niższego kalibru, ledwo wygrywa z Empoli, Lecce czy Cagliari, a z Juventusem i Lazio musi gonić wynik. W starciu z Veroną również trudno było mówić o dominacji.
Ranieri, świadomy osłabień (brak Dybali) i ograniczonych zasobów, postawił na ostrożność. Środek pola tworzyli fizyczni Koné i Cristante, obrona funkcjonowała elastycznie w wariancie 5-osobowym, z Angeliño cofanym do roli trzeciego stopera i Celikiem zabezpieczającym drugą flankę. Mimo tego, na boisku pojawiło się kilku ofensywnych graczy – Soulé, Baldanzi, Shomurodow czy Saelemaekers – ale ich funkcje były w dużej mierze podporządkowane strukturze obronnej.
Obliczalna ofensywa
Zespół konsekwentnie realizuje plan – nie traci goli (7 czystych kont w ostatnich 10 meczach), a ponieważ niemal zawsze zdobywa przynajmniej jedną bramkę, to zazwyczaj wystarcza do zwycięstwa. W ostatnich siedmiu meczach – niezależnie od rangi przeciwnika – Roma zdobywała zawsze tylko jednego gola. To wystarczyło na słabsze zespoły, pozwoliło zremisować z Lazio i Juve, ale nie wystarczyło w Bilbao, gdzie grając przez prawie cały mecz w osłabieniu, Roma nie zdołała odwrócić losów dwumeczu.
Zresztą dane są bezlitosne: Roma zdobyła dotąd tylko 48 bramek – to dopiero dziewiąty wynik w lidze. W rankingu xG (goli oczekiwanych) znajduje się na szóstym miejscu, co sugeruje, że mimo pozornego „overperformingu”, drużyna nie korzysta w pełni ze stwarzanych okazji.
Angeliño i problem rytmu
Symboliczne były słowa Angeliño po meczu z Veroną: „Czułem się lepiej, gdy graliśmy co trzy dni, niż teraz, gdy występujemy raz w tygodniu”. Roma po odpadnięciu z europejskich pucharów wyraźnie straciła rytm i intensywność. Gdy grała częściej, zawodnicy byli bardziej zaangażowani i utrzymywali formę. Teraz, mając więcej czasu na przygotowania, paradoksalnie wyglądają na bardziej ospałych i mniej zgranych.
Stałe fragmenty – pięta achillesowa
Ranieri poprawił dyscyplinę w fazie defensywnej, ale nie zdołał wyeliminować jednego z największych problemów – obrony przy stałych fragmentach gry. Roma jest najgorszą drużyną w lidze pod względem goli straconych po stałych fragmentach – aż 13 takich bramek we wszystkich rozgrywkach. Przeciwko Veronie drużyna broniła się klasycznie – sześć indywidualnych kryć w polu karnym – ale zagrożenie pojawiało się zbyt często. Tylko dzięki wzmożonej uwadze niektórych zawodników udało się uniknąć gola. Brakuje jednak klarownego systemu. Ranieri, przynajmniej do końca sezonu, nie planuje zmian w tym zakresie – to problem, który najwyraźniej zostanie przekazany jego następcy.
Ranieri – architekt równowagi
W całym tym pragmatyzmie Ranieriego jest metoda. Roma została przez niego poskładana z fragmentów – po Mourinho, po nieudanym epizodzie De Rossiego i destabilizującym wpływie Juricia. Ranieri nie szuka rewolucji, lecz stabilizacji. I choć jego Roma nie zachwyca, to wygrywa.
Trener potrafił wyciągnąć maksimum z zawodników – zarówno tych, którzy w innych klubach walczyli o utrzymanie, jak i tych, którzy teraz mierzą w Europę. I choć jego metody mogą wydawać się zachowawcze, to w kontekście dostępnych zasobów – są po prostu rozsądne.
Wnioski
Roma wciąż wygrywa. Ale wygrywa ostrożnie, z kalkulacją i coraz mniejszą lekkością. Spotkanie z Veroną nie odsłoniło nowych kart, ale potwierdziło dotychczasową tożsamość – zespół gra na wynik, a nie na efekt.
I choć wielu może to rozczarowywać, to liczby nie kłamią – Ranieri uczynił z tej drużyny maszynę do punktowania. Pytanie tylko, czy to wystarczy na ostatniej prostej sezonu, gdy przeciwnicy będą znacznie silniejsi, a margines błędu – znacznie węższy.
Komentarze