Analiza taktyczna: Roma – Parma (2:1)

Roma pokonała Parmę 2:1 po golach Mario Hermoso i Artema Dowbyka, dzięki czemu Roma nadal jest na topie tabeli. Zapraszamy do przeczytania analizy taktycznej spotkania.

fot. © asroma.com

(Il Romanista – D. Lo Monaco) W chwilach radości – a po zwycięstwie każdy trener przeżywa najczystszą formę szczęścia – wracają także zwroty rzadziej używane we współczesnym piłkarskim słowniku. Tak i tym razem, gdy po kolejnym triumfie, siódmym w dziewięciu meczach ligowych, z Romą na szczycie tabeli, Gasperini pozwolił sobie na zdanie dobrze oddające jego naturę: „Zmiany taktyczne? Może dlatego, że z charakteru, jeśli robię wciąż to samo, nudzę się. Tak w życiu, jak i w każdej pracy, modyfikowanie rzeczy czasem dobrze robi”. Oto esencja jego dotychczasowej pracy w Romie: wulkan pomysłów, nie wszystkie skuteczne, ale zawsze funkcjonalne wobec celu chwili – czy to chodzi o wygranie meczu, który się remisuje, zremisowanie tego, który się przegrywa, czy też o skonsolidowanie prowadzenia. Trener uchodzący teoretycznie za najbardziej schematycznego i „czytelnego” (są tacy, którzy sądzą, że wystarczy spisać w notesie indywidualne pary krycia z każdego meczu), w praktyce tydzień w tydzień okazuje się najbardziej otwarty na eksperymenty.

Wszystkie rozwiązania na Parmę

Wystarczy spojrzeć na to, co zdarzyło się w środę: zespół wyszedł z jasną dyspozycją – trójka stoperów (także przeciwko Parmie grającej dwójką z przodu), czterech pomocników, dwóch trequartisti lewonożnych i „ciężki” napastnik, tym razem – ku zaskoczeniu – Evan Ferguson. Po dwudziestu sekundach irlandzki „taranujący” padł po podstępnym uderzeniu, które podwinęło mu kostkę. Gasperini natychmiast odwrócił się do współpracowników i kazał rozgrzewać El Aynaoui’emu, po trzydziestu kolejnych sekundach poderwał z ławki Dowbyka i Bailey’a. Przez te minuty myślał i myślał. Zawołał Jamajczyka, po czym odesłał go do dogrzewki: chciał zobaczyć, czy Ferguson się podniesie. W pewnym momencie to Dybala ponaglił zmianę – i Gasp wezwał Bailey’a. Dlaczego nie Dowbyk? Jak powie później, chciał rozegrać to „jakością”, a w jego oczach Dowbyk nie jest alter ego Fergusona; pod kątem jakości mógł nim być Bailey. Wejście Jamajczyka jednak nie dało tego, czego szukał trener: był wolny, mało płynny w ruchu, odklejony od gry. Był też problem taktyczny, którego Roma nie potrafiła rozwiązać: dwaj napastnicy Cuesty: Pellegrino i Cutrone, nie dawali punktów odniesienia, więc trójka stoperów Romy za każdym razem musiała wchodzić w krycie w zależności od najłatwiejszego ruchu do wykonania, a trzeci (bardzo często Hermoso) musiał wyjść aż do środka pola, by „dopiąć” przeciwnika oddalonego niekiedy o 30 metrów. To nieco spowalniało pressing Romy, a Parma przez cały czas zbyt łatwo wychodziła w rozegraniu, kadencjonując swój atak właśnie przez indywidualne presje rzymian odrobinę opóźnione.

Impase, przewaga atletyczna i finałowy hazard

Mecz wszedł w fazę impasu – naprawdę brzydką dla oka – w której żadna z drużyn nie dochodziła pod bramkę: Roma krążyła daleko od pola karnego w wolnej, pozbawionej fantazji wymianie, a Parma ustawiała się w dwie wąskie i dynamiczne czwórki, które jednak w posiadaniu nie generowały gry zdolnej niepokoić Svilara. Stało się to dopiero w 36. minucie, gdy Pellegrino wreszcie wygrał pojedynek z Ndicką, zszedł do linii końcowej, a Wesley – domykając dośrodkowanie z poprawnej pozycji – kompletnie sknocił wybicie, ułatwiając gościom podwójne uderzenie Ordoñeza i Bernabé, zablokowane przez Svilara i Ndickę. Ten dzwonek alarmowy nieco otrzeźwił Romę, która doraźnie znalazła najpierw (anulowanego) gola Soulé, a potem okazję po główce Dybali. Wciąż jednak było to zbyt statyczne – jak wtedy, gdy w tłumie nie znajdujesz wyjścia i zaczynasz myśleć, że rozwiązaniem jest przepychanie tych przed sobą.

Stąd intuicja, by zdjąć właśnie Bailey’a – ciało obce – i wprowadzić pomocnika, El Aynaoui, podnosząc Cristante. W tej strefie ma on wyczucie momentu wejścia, inteligencję taktyczną i umiejętność atakowania przestrzeni, jakie w tej Romie wciąż ma niewielu. W konsekwencji linia odniesienia znacząco się podniosła i wzrósł procent posiadania. Stało się też łatwiej „zawieźć” presje do poziomu indywidualnego, skalując je bardziej racjonalnie według schematu, którego interpretację często pozostawiano Manciniemu – świetnemu w prowadzeniu innych z głębi. To on lądował wysoko na Ordoñezie, gdy ten schodził ze skrzydła, by wspierać dwóch środkowych napastników. I to on wciąż ruszał w górę po przechwycie, mocno irytując obrońców nieprzewidywalnością swoich ścieżek.

Potem stały fragment dał Romie prowadzenie i wszystko stało się prostsze, również dzięki przewadze atletycznej, która zaczyna być cechą wyróżniającą: po przerwie nikt nie jest w stanie dotrzymać Romie kroku. Podwyższenie Dowbyka w praktyce zamknęło wieczór, choć „uczuciowe” ryzyko trenera mogło go na nowo otworzyć: przy 2:0 Gasp zdjął dwóch najbardziej niezawodnych tego dnia (Manciniego i Wesleya), by obdarzyć zaufaniem dwóch z najmłodszych – debiutującego Ghilardiego i Holendra Renscha. Zmianę wykonał akurat przy stałym fragmencie; po nim przyszła wrzutka z autu, która przyniosła gola Circatiego, zostawionego bez opieki – podobnie jak Ordoñez, który wygrał pojedynek główkowy. Z Mancinim na boisku by do tego nie doszło. Na szczęście mecz zaraz potem się skończył.

Podsumowując, Gasperini pozmieniał pozycje swojej trójki środkowych obrońców (Mancini na prawej, by więcej inicjować, Ndicka w środku, Hermoso po lewej – trio znane z Juricia), potwierdził Wesleya na boku, którego jeszcze nie panuje (jego najgroźniejsze dośrodkowania i tak są po wejściu na lepszą nogę), wystawił niespodziewanie Evana Fergusona na szpicy, po kilku minutach nie zastąpił go „lustrzanym” Ukraińcem, tylko innym graczem z pola, by potem odkręcić pomysł po przerwie – podnosząc Cristante i prosząc napastników o podział stref w ataku; następnie zdjął element fantazji, by wrócić do „dużego” napastnika i tak wygrał mecz, ryzykując jeszcze odrobinę, wprowadzając dwóch młodych do odbudowania. Wszystko to w zaledwie 90 minut: ręka do góry, kto twierdzi, że to trener przewidywalny. Ostatnia uwaga: na 3–5–2 Allegriego najlepszym rozwiązaniem mógłby być 4–2–3–1 z Cristante „na sposób Perotty” na Modriciu, Pellegrinim, Soulé i Dybalą (albo Dowbykiem, jeśli Paulo potrzebuje odpoczynku), z El Aynaoui i Koné na mezzalach rossonerich oraz czwórką obrońców – Çelik, Mancini, Ndicka i Wesley – gotowych w razie potrzeby „zeskalować” do trójki (wtedy Soulé na całej prawej).

Komentarze