Analiza taktyczna: Roma – Fiorentina (1:0)

Kolejna wygrana Romy, kolejny minimalizm, kolejny raz skuteczność ponad widowisko. Ranieri i jego zespół pokazują, że czasem najważniejszym narzędziem taktycznym jest... zdrowy rozsądek.

Claudio Ranieri zrobił to znowu. Roma zdobyła bramkę pod koniec pierwszej połowy, a następnie – z zimną krwią i metodyczną konsekwencją – utrzymała to skromne prowadzenie przez całą drugą część gry. To już szósty taki triumf w ostatnich ośmiu spotkaniach, do których trzeba doliczyć jeszcze dwa remisy – razem 20 punktów, zdobytych przy zaledwie ośmiu strzelonych golach. Skuteczność wręcz kliniczna. Ale gdzie kończy się wiedza taktyczna, a zaczyna wpływ przypadku? I czy można uznać tę serię za dzieło rozsądku, czy raczej fortuny?

To pytania, które można zadawać po niemal każdej wygranej Romy w ostatnich tygodniach. Rywale, jak Fiorentina Palladino, często wychodzą z takich meczów przekonani, że zasługiwali na więcej. I rzeczywiście, statystyki zdają się potwierdzać ich frustrację: większe posiadanie piłki, więcej strzałów, wyższe xG. A mimo to – to Roma zgarnia punkty.

W pierwszej połowie niedzielnego spotkania mecz był zrównoważony – Roma miała minimalną przewagę w posiadaniu (52% do 48%), xG 0,42 do 0,41, oddała siedem strzałów przy sześciu rywali, wywalczyła też więcej rzutów rożnych (4 do 1). Po strzeleniu gola jeszcze przed przerwą, zespół Ranieriego zdecydowanie zmienił podejście. Druga połowa to już dominacja Fiorentiny w liczbach: posiadanie piłki 70% do 30%, xG 0,56 do 0,20, siedem strzałów do pięciu. A jednak, mimo statystycznego natarcia gości – wynik nie uległ zmianie.

To właśnie tutaj, jak podkreśla sam Ranieri, zaczyna się jego sposób rozumienia futbolu. „Chcieliśmy wysoko pressować, ale Fiorentina nas zmusiła do cofnięcia się” – przyznał otwarcie po meczu. Roma zrezygnowała z nacisku na połowie rywala i postawiła na głęboką, niską obronę. Zmiana Pellegriniego na Pisillego była jasnym sygnałem: mniej finezji, więcej pragmatyzmu. Zespół zszedł głęboko, skupił się na neutralizacji, i zrobił to skutecznie – nie dopuszczając do żadnego realnego zagrożenia.

W tym właśnie tkwi siła Ranieriego. To trener, który nie walczy z rzeczywistością – akceptuje, że przeciwnik czasem jest lepszy, ale potrafi odpowiednio zareagować. Nie forsuje na siłę własnych założeń. Jeśli jego plan nie działa, po prostu go zmienia. Gdy wysoki pressing przestał funkcjonować, nie zawahał się przejść do fazy obronnej, nawet jeśli oznaczało to całkowite oddanie inicjatywy.

Nie można jednak mówić o tej serii wyników tylko w kategoriach taktyki. Jak podkreśla tekst źródłowy – siłą Ranieriego nie jest wyłącznie ustawienie zawodników na boisku. To jego charakter, podejście do pracy, mentalność. „Ranieri nie przeżywa porażek” – dosłownie. Nie wpada w rozpacz, nie traktuje niepowodzeń jak osobistego ciosu. Gdy jego Roma przegrała w Bilbao, trener nie tylko pogratulował rywalowi, ale wręczył mu swój numer telefonu. Ten spokój, to oderwanie od napompowanej emocjonalności, sprawia, że jego drużyny grają z większym luzem i odpowiedzialnością.

To z kolei przekłada się na styl prowadzenia drużyny. Ranieri nie szuka efektownych rozwiązań, nie kombinuje na siłę. Jak przyznaje tekst: „pracuje przez odejmowanie”. Woli z czegoś zrezygnować, uprościć, odpuścić – jeśli to daje większą stabilność. Przykład? Pressing na bramkarzu i półśrodkowych rywala, który zadziałał z Interem, ale nie sprawdził się z Fiorentiną. W odpowiedzi: rezygnacja, cofnięcie, zmiana tempa meczu.

Tym sposobem Ranieri buduje zespół, który może nie zachwyca estetyką, ale nieustannie punktuje. Roma nie gra po to, by podobać się krytykom – gra, by wygrywać. I nawet jeśli wiele drużyn „zasługuje” na więcej, to Ranieri zdaje się rozumieć lepiej niż inni, że futbol to gra detali, a nie deklaracji.

Nieprzypadkowo więc Fiorentina, jak wcześniej Inter czy Juventus, schodzi z boiska z poczuciem, że dała z siebie wszystko, ale i tak została ograna przez trenera, który w wieku 73 lat zna już wszystkie sztuczki tej gry. Który nie boi się zmian, nie przejmuje się porażką i nie wdaje się w taktyczne wojny pozycyjne – tylko wykorzystuje okazje, które dają mu rywale. A kiedy nie da się zdobyć więcej – broni tego, co już zostało wywalczone.

W tym tkwi jego sekret. I w tym właśnie Roma Ranieriego jest dziś zespołem, który nie tylko zaskakuje, ale i frustruje. Bo nie da się jej łatwo złamać – ani na boisku, ani w głowie. A skoro porażka dla jej trenera nie istnieje, to nic dziwnego, że coraz rzadziej przegrywa.

Komentarze