Roma remisuje w derbowym starciu, ale styl i decyzje taktyczne Ranieriego budzą więcej pytań niż odpowiedzi. To mecz, który odzwierciedla zarówno ograniczenia obecnej drużyny, jak i szersze problemy projektowe klubu.

W analizie niedzielnego starcia na Stadio Olimpico nie sposób ograniczyć się wyłącznie do wydarzeń boiskowych. Spotkanie Lazio z Romą, zakończone remisem 1:1, to opowieść o zespole, który znalazł się w zawieszeniu między przeszłością a przyszłością, między ambicjami a ograniczeniami, między taktycznym zamysłem a boiskową biernością. To także historia trwającego od miesięcy procesu normalizacji, prowadzonego przez Claudio Ranieriego – trenera, który zdołał uspokoić chaos, ale coraz częściej sprawia wrażenie, jakby sam nie był już pewien, czym ta „normalność” powinna być.
Odważny wybór na papierze, zachowawcze wykonanie na boisku
Ranieri zaskoczył już na etapie wyjściowego ustawienia. Zrezygnował z dobrze funkcjonującego 3-4-2-1, które przyniosło zwycięstwo w styczniowym derbowym pojedynku, i zdecydował się na ofensywne 4-2-3-1. Skład wyglądał na papierze imponująco: Celik i Angeliño na bokach obrony, para stoperów Mancini–Ndicka, w środku pola Paredes i Koné, przed nimi Pellegrini jako klasyczna „dziesiątka”, a na skrzydłach Saelemaekers i Soulé, wspierający Artema Dowbyka. Wszystko wskazywało na zamiar przejęcia inicjatywy, prowadzenia gry i wymuszenia warunków na rywalu.
Rzeczywistość boiskowa brutalnie zweryfikowała te założenia. Roma od pierwszych minut oddała inicjatywę, wycofała się głęboko we własną połowę i zdawała się reagować, a nie kreować. „Roma o ofensywnym profilu została uwięziona we własnych lękach” – ten paradoks stał się osią całego spotkania. Drużyna zamiast grać wysoko, zdominować Lazio, wybrała najbezpieczniejsze możliwe rozwiązania, stawiając na zachowawczość. I to nie tylko w fazie defensywnej, ale także w sposobie wyprowadzania piłki, budowy akcji i podejmowania ryzyka.
Lazio – schematyczne, ale efektywne
Zespół Marco Baroniego nie zaskoczył – Lazio wyszło w swoim klasycznym 4-2-3-1, opartym na trzech dynamicznych zawodnikach ofensywnych wspierających środkowego napastnika oraz bardzo ruchliwej „dziesiątce”, odpowiedzialnej również za fazę defensywną. To model gry oparty na intensywnym pressingu, szybkim odbiorze piłki i natychmiastowym przechodzeniu do ataku.
Roma, z uwagi na swój bierny sposób rozgrywania, nie była w stanie wytrącić Lazio z komfortu. Biancocelesti nie musieli podejmować wielkiego ryzyka – nie byli zmuszeni do gry pod presją, co kontrastowało z ich ostatnim występem w Norwegii, gdzie Bodo/Glimt postawiło znacznie trudniejsze warunki. Choć nie zdominowali spotkania w pełni, stworzyli więcej klarownych okazji i realnie zagrozili bramce Svilara.
Obnażone sprzeczności Romy
Zachowawczość Romy przyjęła formę hybrydową – ustawienie 4-2-3-1 z boiskową realizacją zbliżoną do 4-4-2 w wersji defensywnej. Obecność zawodników kreatywnych jak Pellegrini, Paredes, Saelemaekers czy Soulé, którzy nie grali przeciwko Juventusowi, sugerowała ofensywną zmianę kursu. Tymczasem ich rola została zredukowana do asekuracji i gry reaktywnej.
Zespół wyglądał na przestraszony. Można wręcz powiedzieć, że wybory taktyczne były logiczne – jeśli bać się Lazio, to najlepiej wyjść zachowawczo. Problem w tym, że na boisku stanęła drużyna przygotowana do ataku, a zagrała jakby chciała tylko przetrwać. Zamiast dominować, Roma pozwoliła rywalowi na kontrolę tempa, przestrzeni i momentów przejścia.
Przebudzenie po stracie gola
Dopiero po stracie bramki i w obliczu możliwej porażki, Roma zareagowała. Jak ktoś, kto instaluje alarm dopiero po włamaniu, Giallorossi zaczęli grać wyżej, śmielej i bardziej zgodnie z pierwotnym planem. Pomógł w tym również bardziej zachowawczy styl Lazio po objęciu prowadzenia – drużyna Baroniego nie jest ekipą zdolną do utrzymania przewagi przez długie fragmenty, więc oddanie inicjatywy okazało się niekorzystne.
Wtedy Roma pokazała swoje możliwości. Kombinacja techniczna na lewej stronie, błysk geniuszu Matíasa Soulé i przede wszystkim doskonała, wewnętrzna overlappingowa akcja Angeliño, która zepchnęła linię obrony Lazio, otworzyły przestrzeń i dały wyrównanie. Zespół odzyskał wiarę, kibice – nadzieję.
Końcówka pełna niedopowiedzeń
Wydawało się, że po zdobyciu gola Roma pójdzie za ciosem. Ale znów zwyciężył konserwatyzm – drużyna nie postawiła wszystkiego na jedną kartę. Owszem, stworzyła kilka sytuacji, ale równie dobrze mogła ten mecz przegrać – Lazio miało okazje, które tylko dzięki interwencjom Svilara i braku precyzji nie zakończyły się golem.
To symboliczne dla obecnego etapu projektu: Roma, mimo formy i dobrego bilansu punktowego w 2025 roku, nadal nie potrafi uwolnić się od mentalnych ograniczeń. Obawia się ryzyka, choć właśnie ono mogłoby jej pozwolić wspiąć się wyżej.
Wnioski końcowe
Bilans Ranieriego w derbach – pięć zwycięstw i jeden remis – to wynik godny podziwu. Tak samo jak fakt, że w grudniu Roma była bliska strefy spadkowej, a dziś realnie walczy o Ligę Mistrzów. I choć niedzielne derby można uznać za akceptowalne z punktu widzenia wyniku, to nie sposób zignorować stylu.
To był mecz, który nie pokazał wszystkiego, co Roma potrafi. Pokazał za to, czego wciąż się boi. W świecie, w którym odwaga często wygrywa z ostrożnością, Romie brakuje tej pierwszej. I dopóki się to nie zmieni, żaden taktyczny schemat nie zapewni jej stabilności.
Komentarze
Pellegrini zszedł z kontuzją? Ominęło mnie coś
nie ogladalem meczu w tamtym fragmencie, sorry, juz zmienilem
Nie masz za co przepraszać. Myślałem, że coś mnie ominęło
Dovbyk w meczach z top 8 nie istnieje na boisku i to jest ogromny problem, bo nic nie można pograć środkiem kombinacyjnie, tak jak pykały sobie lacjuchy.
Soule się rozwija, coraz więcej udanych dryblingów, łapie pewność siebie, w przyszłym sezonie powinien być na prawdę dla nas wzmocnieniem. Ostatnie 6 kolejek w tym 4 z drużynami walczącymi o puchary. Svilar utrzymuje nas w tym sezonie, to jest główna różnica że nie tracimy tyle goli i punktow że słabszymi ekipami, niestety na lepszych to nie wystarczyło. Do LM nam daleko, ostatnie mecze pokazały że z mocniejszymi ekipami ciężko nam walczyć o zwycięstwo.
Prawda, Soule bardzo powoli, ale jednak gołym okiem widać, że się rozwija. Byle piłkarzyna z Ameryki Płd takich goli jak on w tym sezonie raczej nie strzela. Będzie z niego jeszcze pociecha. Musi być bardziej zadziorny i agrewny, a będzie git.